Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W skwarze słońca południa, w surowych wichrach morskich zwiędła miłość Capa do pięknej Ninette. Zapomniał.
A siedząc w cieniu palm, niejedna ciemnoskóra dziewczyna kołysała na kolanach dziecko o błękitnych oczach i śpiewała smutnym głosem kołysankę murzyńską:

Śpij, mój synku
Mały ty murzynku,
Twa matka na plantacjach pracuje,
A ojciec po morzach błękitnych żegluje
Ao! Ao! Ao!

Aż dnia pewnego pod arkadami przystani Ponta Del Gada, miasta słonecznej wyspy San Miguel, Cap spotkał dawnego towarzysza z załogi „Filadelfji”.
Po pierwszych słowach powitania Cap przypomniał sobie o butach.
— Nie wiesz, co się stało z mojemi butami? — zapytał.
Towarzysz jego ryknął śmiechem i filuternie przymrużył jedno oko.
— Heca była z temi butami — zaczął opowiadać głosem, przerywanym dławionym śmiechem — wyobraź sobie, w rok po tem, jakeś opuścił „Filadelfję“, zarzucamy kotwicę w Cherbourgu. Ledwie stary zdążył wrócić od kapitana portu, aż tu do nas do szubryku zwala się jakaś baba z dzieckiem na ręku. „Czegóż chcesz — pytamy — piękna Marjanno?“ „Chcę się widzieć — powiada — z ojcem mojego dziecka, sternikiem Capem“. My w śmiech. „Szukaj — mówi do niej rudy John — śledzia w morzu! Sternik Cap