Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Groźny kapitan padł na kolana przy zwłokach kochanki i syna. W ciszy, mąconej tylko szmerem padających na podłogę kropel krwi, rozległ się głuchy głos jego:
— Skończone! Już wszystko skończone! Zginęliście wy, a wraz z wami zginęło dzieło życia mojego. Kochałem was zawsze. Kochałem z całych sił mojej duszy. Wyrzekłem się jednak waszej miłości, bo żyjąc z wami i mając myśl zaprzątniętą pożyciem rodzinnem, nie mógłbym pracować nad mojem dziełem. Mogłem jednak pracować, wiedząc, że jesteście żywi. Teraz, gdy zginęliście tu, na oczach moich, przepadło dzieło mego życia. Nie mogę już nad niem pracować, wiedząc, że ono was zabiło. Złamaliście mnie. Za słaby jestem na to, by znieść wizję waszych martwych ciał, która zjawiać się będzie zawsze i nieodłączną się stanie od myśli o ziszczeniu mych marzeń młodości. Zginęliście, a wraz z wami zginęło dzieło całego życia mojego, Niepotrzebny już jestem światu. Zejdę zeń i osiądę gdzieś w zapomnieniu, gdzie żyć będę myślą, co mnie czyniła silnym i potężnym aż do chwili obecnej.
Wstał z kolan groźny kapitan, podszedł do stołu. Papiery jakieś wyjął z szuflady i do kieszeni surduta schował. Wyszedł z kajuty na pokład i drzwi zatrzasnął za sobą. Podszedł doń bosman.
— Kapitanie — rzekł cicho — przyszli marynarze z pancernika, chcą coś powiedzieć.
— Nie trzeba — odrzekł groźny kapitan. — Już nie trzeba — powtórzył.
Skierował się do trapu. Zeszedł na molo. Zdumiony bosman podszedł do burty i patrzał mu wślad