Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Groźny kapitan dał znak ręką. Deski podniesiono z pokładu i oparto na relingu burty w ten sposób, że nogi z uwiązanym do nich kamieniem zwisały nad wodą. Marynarze obnażyli głowy. Przed tłum wystąpił groźny kapitan i też zdjął kapuzę. Przeżegnał się. Głosem cichym, lecz wyraźnym, odmówił modlitwę.
— Wieczny odpoczynek racz im dać Panie — zakończył.
Przechyliły się deski, uniesione ramionami marynarzy, i trzy trupy cicho plusnęły za burtą, pochłonięte falami.




„Krym” kołysał się lekko na krótkiej fali, przymocowany holami do mola portu Sebastopola. Pokład był pusty. Załoga cała udała się na ląd i rozlazła się po knajpach i szynkach. Na śródokręciu sterczała tylko postać sztafutowego. Rufę przemierzał szybkiemi krokami groźny kapitan.
— Nareszcie — myślał — jestem już prawie u celu. Jestem na Krymie. Od jutra już płatni agenci moi rozpoczną propagandę powstańczą po wioskach tatarskich. Broń jest. Dwa tysiące karabinów i amunicję do nich mam tu pod pokładem. Jeszcze pięć tysięcy karabinów posiadam na innych statkach moich, stojących w Teodozji. W górach Sudagu armaty. Pięciuset ludzi załóg moich okrętów wystarczy narazie do prowadzenia walk partyzanckich. Później przyłączy się ludność tatarska. Przekupione załogi dwóch bolszewickich pancerników opanują je i oddadzą pod moje rozkazy. Potężne działa olbrzymów morskich zdobędą Sebastopol. Wtedy już wybuchnie