Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Chować się! — ryknął czarny, oddając strzał karabinowy w kierunku rufy — chować się! Za maszty! Do waterwejsów! Za szalupy! Szybko! szybko!
Nim rozpierzchł się tłum, zajmując ukryte stanowiska, jeszcze pięć razy błysnął strzałami mauzer groźnego kapitana, i w wycie coraz bardziej szalejącej wichury wmieszały się jęki trzech rannych i straszliwy charkot umierającego, trafionego w samo serce kulą korsarza.
— Poddacie się, psy?! — krzyknął groźny kapitan, wychodząc z ukrycia swego za bezań-masztem.
— Ty się nam poddaj, morderco! — wrzasnął czarny, schowany za grota lukiem — ognia! — krzyknął do towarzyszy.
Z różnych stron statku zatrzeszczały strzały karabinów. Kule świsnęły koło głowy korsarza. Znów ukrył się za bezań-masztem. W drugiem ręku jego w blasku rzęsistych wystrzałów, trzaskających sucho w powietrzu, zalśniła długa lufa parabellum. Otworzył ogień z dwóch rewolwerów naraz. Celował w kierunku, skąd słyszał głos czarnego. Wiedział, że jeśli zginie przywódca, bunt zgaśnie w jednej chwili. Kule jego biły jak grad w brezent, przykrywający grota luk, za którym ukryty był czarny.
Lecz ten był ostrożny i nie wysuwał głowy poza krawędź luku, strzelając z karabinu naoślep w kierunku rufy.
Tak samo robili i inni buntownicy. Zresztą ciemności, zalegające pokład, i gwałtowne kołysanie się statku uniemożliwiały celne strzały. Tem niemniej jednak stalowa kolumna bezań-masztu pokryła się wkrótce głębokiemi rysami bijących w nią kul. Raz