Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szeniami płaszcza, pełnemi nabojów. W ręku ściskał mauzer.
Gdy podszedł do schodni, ujrzał i uświadomił sobie naraz trzy rzeczy: „szczeniak“ stał z opuszczoną głową przy bezań maszcie, sternika już nie było przy szturwale, a na śródokręciu z grota luku ostrożnie, popychając się, wyłaziła gromada uzbrojonych w karabiny marynarzy.
Bunt wybuchł. Groźny kapitan zaczął działać błyskawicznie.
— Na ster! — krzyknął do malca, stojącego przy bezań maszcie — steruj dalej Nord-Ost! Prędzej!
Chłopak podbiegł do kompasu, szprychy szturwału ujął w ręce.
Groźny kapitan stanął przy schodni z mauzerem w ręku.
Zbrojny tłum marynarzy wyległ na pokład i powoli, popychając jeden drugiego, sunął w kierunku rufy.
— Ej, wy! — krzyknął zgóry korsarz — co was się taka gromada zebrała? Skąd wzięliście te karabiny?!
Na dźwięk głosu groźnego kapitana zbuntowana załoga stanęła jak wryta. Lecz czarny, który podburzał marynarzy, wystąpił naprzód i zawołał:
— Zawracaj na Maderę, kapitanie! Nie chcemy ginąć!
Korsarz skierował lufę rewolweru w jego stronę.
— Więc bunt?! — krzyknął groźnie.
— Bunt! — nieludzkim głosem wrzasnął czarny.
Dwa ogniki wystrzałów raz po raz buchnęły w ręku korsarza. Ciało jakieś runęło ciężko na deski pokładu.