Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Schowaj się gdzieś, kapitanie! Schowaj! — zaczął prosić malec — schowaj się prędzej, bo oni ciebie zabiją!
— Słuchajno, szczeniaku — odezwał się groźny kapitan — nie gadaj głupstw! Ja się mam chować? Przed kim? Przed moją własną załogą? Czyś ogłupiał ze strachu przed burzą?
— Schowaj się, kapitanie, błagam cię — prosił malec ze łzami w oczach — oni cię zamordują, zabiją. Schowaj się! Ratuj się!
— Idź precz, mleczaku! — krzyknął groźny kapitan. — Nie pleć bzdur! Nikt mnie nie zabije na moim okręcie!
— Zabiją cię, zabiją — płakał już malec — wyraźnie mówili, że zabiją. Sam słyszałem, jak odgrażali się!
— To niech zabiją! — wybuchnął korsarz — co to ciebie obchodzi? Co to ciebie obchodzi? Pytam się! Poco łazisz i donosisz mi na moją załogę? Podli tylko tak robią! Skoro załoga moja chce mnie zabić, to niechże zabija, będziemy walczyć! Podnosząc bunt, robią źle, ale jeszcze gorzej robisz ty, donosząc na nich. Powinieneś przyłączyć się do nich i starać się mnie zabić. Wtedy będziesz dobrym kamratem i marynarzem. A tak jesteś podlecem! Zrozumiałeś? Idź do nich i powiedz, że czekam, aż mnie przyjdą zabijać. Idź precz, szczeniaku!
Chłopak opuścił głowę i stał nieruchomo, przytłoczony ciężarem słów kapitana.
Raptem rzucił się do nóg groźnego kapitana.
— Ojcze! — zabrzmiał rozdzierający okrzyk.
W uszach groźnego kapitana zamilkły na chwilę