Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Słuchajcie więc — rozpoczął znów czarny — jeśli nie chcecie zginąć, to musimy zrobić tak, by za wszelką cenę zarzucić kotwicę w Funchalu jeszcze tej nocy. Groźny kapitan nie zgodzi się na to nigdy. Gdzieś mu się spieszy piekielnie. Bram-żagle i sztaksle stoją na masztach prócz płótnisk sztormowych. Słyszane to rzeczy, by w takiej wichurze trzymać tyle żagli na rejach? Maszty mogą nam runąć lada chwila na głowy. Kto słyszał kiedy, by kapitan, dbały o swoją załogę, na takie ją niebezpieczeństwo narażał? Spieszy się gdzieś nasz „stary” i nigdy się nie zgodzi na zakotwiczenie. Nigdy, powtarzam, nie zgodzi się na opóźnienie żeglugi.
— Wiemy już! Wiemy o tem! — rozległy się niecierpliwe okrzyki w tłumie. — Gadaj, co trzeba robić, by siebie ratować!
Czarny wzniósł rękę, nakazując milczenie.
— Zaraz odpowiem wam na to pytanie, lecz wprzód odpowiedzcie wy mnie: Co droższe jest dla was — dyscyplina okrętowa — czy życie?
W tłumie zaległo milczenie. W umyśle każdego z tych ludzi błyskawicą wspomnienia przeleciały lata służby na pokładzie „Krymu“ pod rozkazami groźnego kapitana. Twarde, ciężkie lata, lecz jakże obfite w piękne momenty heroicznych czynów korsarskich! Wiedzieli, że tylko pod groźnym kapitanem mogli wieść takie beztroskie, awanturnicze, bogate życie rozbójników morskich. Na żadnym innym statku tyle pieniędzy nie dawałaby im służba, co na pokładzie „Krymu“. Nawet na innych okrętach groźnego kapitana, trudniących się kontrabandą, tak do-