Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cie w sobie raz jeszcze uczucie. Nie szukać towarzystwa chłopca, lecz odsuwać go będzie od siebie. Nie faworyzować, nie pobłażać, lecz nadmiarem surowości w stosunku do „szczeniaka“ zwalczać będzie zarodek tak niebezpiecznej dla dzieła jego sympatji. Znęcać się nawet będzie nad malcem, byle tylko nie opanował on duszy jego.
Skrupuły jakieś, jakby wyrzuty sumienia powstają w ciemnych przepastnych głębinach duszy groźnego kapitana. Za cóż katować będziesz biednego chłopca? Czy za to, że tak podobny jest do tej, którą kochałeś i którą tak ciężko skrzywdziłeś? Co ci zawinił ten malec mizerny?
Precz! Precz ode mnie tkliwości i rozczulania się babskie — kłębi się potężna wola korsarza, czując, że pytania te w tej części zrodziły się duszy, gdzie pogrzebana jest dawna miłość jego — co mi zawinił ten szczeniak? Zawinił, bo tak samo, jak niegdyś ona, staje na mej drodze do celu! A ustąpić musi. Ustąpi tak samo, jak niegdyś ustąpiła ona.
Inna jeszcze myśl, myśl, straszniejsza nad wszystkie, powstaje w umyśle groźnego kapitana. Boi się korsarz, poprostu boi się uświadomić sobie, że myśl ta zakradła się do jego głowy.
— A może ten chłopak jest synem twoim, któregoś zostawił tam z nią wśród gór Sudagu? — odczuwa korsarz groźne, jakby podziemne wibracje tej myśli.
Precz! Precz ode mnie! — z wysiłkiem walczy wola jego z upiorną tą myślą — gdzie logika, gdzie rozsądek? Skądby znaleźć się mógł on w dalekim od Krymu rosyjsko-chińskim porcie Inkou? Jakżeby od-