Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

już złorzeczyć temu, kogo ubóstwiał, pod którego wpływem się znajdował.
Długo, długo po chłoście wstydził się i bał spojrzeć w oczy groźnego kapitana, by nie wyczytać w nich błysku szyderstwa.
Groźny kapitan niemniej boleśnie od chłopca odczuł karę, którą wymierzono mu z jego rozkazu. Od pierwszej chwili, gdy go ujrzał w swej rupce, poczuł dziwną sympatję do tego mizernego chłopczyny, który patrzał na niego z taką bojaźnią i lękiem. Uświadomił sobie odrazu przyczynę tej nagłej sympatji. Chłopiec tak podobny był do tej, którą kochał niegdyś i którą zdeptał bezlitośnie, skoro stanęła z miłością swoją na drodze do celu jego życia. Wśród nawału pracy, niebezpieczeństw, trudów i walki z żywiołem nie miał czasu rozpaczać po stracie kochanki. Lecz zdarzało się, że ścichały wiatry, żagle zwisały bezsilnie na rejach, niebezpieczeństwo pościgu krążowników angielskich znikało na czas jakiś, i wtedy groźny kapitan, przemierzając krokami pokład okrętu, na którym nie było nic do roboty, mocą woli odpychał nalatujące nań wizje wspomnień, z serca wydzierał po raz setny może obraz cudnych czarnych oczu, w których błyszczały łzy.
I teraz tak samo, jak zwalczał tę wizję przeszłości, zwalczać począł uczucie rodzącej się przyjaźni do chłopca. Czuł, że skoro da się opanować tej tkliwości do „małego szczeniaka”, jak go nazywał, to wkońcu ulegnie pod nawałem wspomnień swej dawnej miłości, której porywy dziwnie powoli zamierały w jego duszy. Wiedział, na jakiem podłożu zrodziła