Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mały jeszcze jesteś — powiada — nie wytrzymasz długiej podróży. I cóż zresztą może robić takie chuchro, jak ty? Na reję nie wejdziesz, za liny ciągnąć nie będziesz, za słaby jesteś na to. Chyba tylko kucharzowi do pomocy. A i to praca nielekka. Cięgibyś zawsze dostawał.
— Weź mnie, bosmanie, na statek — prosi chłopak ze łzami w oczach — wytrzymam wszystko, silny jestem, on może poświadczyć — wskazuje palcem na brodacza, z którym się szarpał przed chwilą.
Zgromadzony dokoła tłum marynarzy wybucha śmiechem. Bosmanowi jednak spodobał się chłopak.
— No, i czego ryczycie, rekiny — zwraca się do tłumu — próżniaki mordaste? Do pracy mi zaraz, mać waszą tak i inaczej.
Tłum się rozłazi.
— No dobrze, szczeniaku — zwraca się bosman do malca — zaprowadzę cię do kapitana, od niego tu wszystko zależy.
Bierze chłopca za kołnierz i taszczy ze sobą na rufę.
Puka do drzwi kapitańskiej rupki i wchodzi, zostawiając malca za drzwiami. Po chwili wychyla się i woła go do środka.
Z bijącym sercem chłopak wszedł do kajuty.
Nad rozłożoną mapą morską siedział pochylony groźny kapitan. Ołówkiem podług linjału wykreślał na mapie kurs, jakim niebawem popłynąć miał jego okręt. Na morze Czarne prowadziła ta linja, na morze Czarne do brzegów Krymu, do portu Sebastopola. Groźny kapitan uznał, że nadszedł nareszcie czas do wejścia w ostatnią już fazę działań, zmie-