Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzin zaledwie postał, kotwic nie zarzucając wcale, przymocowany do mola linami, i wnet rozwijał żagle i wyruszał znowu na morze.
Zetknęli się z nim nareszcie tutaj w Inkou. Pół godziny temu zaledwie, gdy tylko z pociągu wysiedli, rzekła mu matka:
— Spiesz się, synu, spiesz, póki on znów nie wyruszy na morze, a gdy znajdziesz go już i dostaniesz się na pokład, pamiętaj o tem, com ci przykazała. Ręką twą niech kieruje zemsta. Spiesz się, synu.
Spieszył się więc chłopak, pchany wolą matki, którą kochał gorąco.
Przez tłumne się przedarłszy ulice, dotarł nareszcie do mola. Rozglądać się zaczął niespokojnie wśród masy parowców wielkich i małych, wśród żaglowców wysmukłych i holowników pękatych.
Dojrzał nareszcie: „Krym“. Napis czerniał na białej burcie pięknego trójmasztowego barku. Znalazł nareszcie to, co mu znaleźć kazała matka pod groźbą przekleństwa.
Zatrzymał się przy trapie barku, ogarnięty niepewnością i lękiem. Oto za chwilę stanie przed obliczem człowieka, który jest jego ojcem, a którego mu matka nienawidzić kazała. Jakaż będzie ta pierwsza rozmowa... Jak przyjmie go ten człowiek, o którym matka mówiła, że jest despotą, tyranem, okrutnikiem, nie znającym litości? Czy aby nie dowie się jakoś, że z synem rozmawia, i nie każe, gniewem zdjęty, do wody go wrzucić? Strach coraz większy ogarnia chłopaka. Przezwycięża go jednak i po trapie wchodzi na pokład.
Na „Krymie“ wre praca. Pokład cały jest zawa-