Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Głosem przerywanym od płaczu zaczęła mówić dziewczyna.
Samotna i zamknięta w sobie była od lat swych najmłodszych. Ujście swej bujnej, żywej naturze dawała tylko w gronie przyjaciółek. Stroniła od mężczyzn. Nudzili ją i zrażali jedni niezdarnością swoją, niegodzącą się z pojęciem idealnego mężczyzny, jakie sobie urobiła, drudzy — chełpliwością swoją, pod którą fałszywą, sztuczną tylko dzielność męską widziała. Brzydziła się tym tłumem mężczyzn, który ją otaczał i pukał bezskutecznie do jej serca. Wolała przebywać w krainie marzeń, w której żył zrodzony wyobraźnią jej bajeczny rycerz jakiś, u stóp którego swą miłość składała.
Lata całe żyła z tą wizją świetlanej postaci bohatera swych snów dziewczęcych, kochając się w niej i cienia nadziei nawet nie mając, by marzenie to złudne kształt rzeczywisty przybrało.
I oto dnia któregoś po wybrzeżu czarnomorskiem błyskawiczna wieść przeleciała o jakimś „groźnym kapitanie“, korsarzu nieustraszonym, grasującym po morzach południa. Promienie sławy oświetlały jego postać. Silny, rozumny, nieustraszony — żeglował po lazurach wód morza Czarnego, na skrzydłach wiatru, pędzącego biały okręt jego, przelatywał obok bogatych statków kupieckich, napęczniałych od złota, i spadał na nie jak piorun, jak potężny, drapieżny orzeł górski. Grabił tylko bogate okręty, biednym krzywdy nie czynił. Głosiła wieść, że piękności jest niezwykłej i dzikiej, a postacią przypomina korsarzy z przed wieków, którzy wyginęli już wszyscy.
Pilnie słuchała tych wieści romantyczna dziew-