Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łych, bezsennych, gdy na strunach namiętności jego duszy grały nerwowe palce niewieście, pieszczot brutalnych niesyte. Pamięta, pamięta te noce szalone, z objęć których wyrywała go myśl jego, silniejsza nad wszystko i do czynu mocnego pchająca. Czy kochały go te kobiety? Nie, zapewne. Pożądały tylko jego pieszczot męskich, uścisków ramion potężnych, od których dech w ich piersiach rozkosznie i z lękiem zamierał. Może i wryło się głębiej trochę w pamięć której z tych bachantek jego orle oblicze, władczy głos, ruch ramion potężny, ale w jego duszy twarze wszystkich tych kobiet zlały się w jeden koszmarny obraz dusznej, ciemnej, grzmiącej dźwiękami orgji nocy, których od momentu tego, gdy zdecydowanie do czynu się porwał, nie wywoływał nigdy z przeszłości.
Usunął kobiety z życia swego. Nie chciał wiedzieć i nie wiedział już, że istniały na świecie.
Czemuż rozrzewniły go tak nagle te cudne czarne oczy Greczynki, łez pełne, błagalnie na niego zwrócone?
Czemuż wzrusza go ta główka dziewczęca, na piersi jego złożona?
Może poruszyły się i odżyły najtajniejsze głębiny jego duszy, przez długie lata obumarłe, zabite jednem pragnieniem, pragnieniem dopięcia celu, który za cel życia sobie postawił.
Westchnął. Dłonią swą twardą łagodnie pogładził główkę dziecięcia.
— Jakżeż się to stać mogło? — spytał miękko. — Widzimy się przecież po raz pierwszy w życiu.