Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ach, co mnie tam twój duch obchodzi — zawołała dziewczyna — wyglądasz młodo i pięknie, i to mi wystarcza.
— Hm... tak — mruknął groźny kapitan, wstając z kamienia — czas już na mnie, bądź zdrowa!
— Odchodzisz już? — zastąpiła mu drogę.
— Tak — odparł — muszę wracać na statek.
— I nie pocałujesz mnie na pożegnanie?
— Znajdź sobie kogo innego — uśmiechnął się drwiąco — ja nie mam czasu na romanse.
— Nie chcę kogo innego! — krzyknęła dziewczyna, a w oczach jej błysnęły łzy. — Nie chcę kogo innego!
— Dlaczego? Tylu jest piękniejszych mężczyzn ode mnie. — Dlaczegóż koniecznie mnie zdobyć zachciało się tobie?
— Dlatego, że cię kocham? — wybuchnęła płaczem Greczynka, rzucając się na szyję korsarza.
Znieruchomiał groźny kapitan. Swe oczy stalowe, mgłą zadumy znagła objęte, wbił w dal morską.
I póki Greczynka, zalewając się łzami, pokrywała gwałtownie pocałunkami potężną pierś jego, w głowie korsarza z szybkością błyskawicy przelatywały wspomnienia z lat dawnych.
Czy kochał kiedy? Czy jego miłością darzono? Czy odgrywały kobiety jaką rolę w jego życiu?
Przed owym pierwszym błyskiem noża w jego ręku miał dużo kobiet. Lubiły go. Zachwycały się orlą twarzą, wzrokiem hardym, nieustępliwym, szalały za jego żelaznemi mięśniami. Pamięta. Pamięta te różne karczmy, oberże i szynki, gdzie wśród rozlewnych dźwięków harmonji unosiły go w wirze tańca kobiece ramiona. Pamięta i te szały nocy, bia-