Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czyna, i powoli świetlisty obraz rycerza, żyjący w jej duszy, nabierać zaczął kształtów mocarnych korsarza, który grasował przy jej ojczystych wybrzeżach.
I od chwili, gdy jej bajeczny kochanek nabrał cech rzeczywistych i z wyżyn marzenia spłynął do niej w blaskach sławy junackiej na ziemię między ludzi śmiertelnych, pokochała go jeszcze bardziej. A z myślą, że on jest tutaj, gdzie ona, że oddycha tem samem powietrzem i że to samo słońce mu przyświeca, którego promienie i ją grzeją, zjawiło się pragnienie ujrzenia bożyszcza snów swoich.
I czekała czas długi, oczy wypatrywała, wzrok tęskny kierując na morze, czy nie ukażą się na widnokręgu białe żagle okrętu kochanka jej marzeń.
I oto nareszcie zjawił się on, ten rycerz z bajki czarownej, i tuli ją we łzach szczęścia tonącą w swych potężnych ramionach...
Długi, tkliwy pocałunek przerwał potok zwierzeń dziewczyny.
Groźny kapitan posadził ją sobie jak dziecko na kolanach, i tak przytuleni do siebie długo, długo rozmawiali.
A później, gdy już słońce chylić się zaczęło ku pianom fal na widnokręgu, śmiech zabrzmiał wśród ruin starej tureckiej fortecy.
Śmiech radości i szczęścia dziewczyny.
Nocy tej, co płaszczem ciemnym, srebrnym blaskiem miesiąca przetkanym, pokryła morze i góry, groźny kapitan nie wrócił na pokład okrętu.
A gdy rankiem dnia następnego przybił na szalupie do burty „Krymu”, mając duszę pełną blasków i szczęścia cudnych oczu Greczynki, a ciało dre-