Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wicznych, których łapy zaryły się w piasek dna przy brzegach krymskich nawprost małej tatarskiej wioski Sudagu, tulącej się do podnóża gór. O wiorst parę wyżej od wioski przyczepiły się w górach do stromej skały ruiny starej tureckiej fortecy. Wśród złomów kamieni, starych murów, krętych krużganków, baszt i ciemnych lochów składał groźny kapitan drogie towary, które przemycał z Turcji.
Na grzbietach pienistych fal, które toczyły się po lazurach wód zatoki cesarskiej, mknęła szalupa, niosąc groźnego kapitana do brzegu.
Wiosła błyskawicznym rzutem odchylały się wprzód i długiem, potężnem posunięciem, zginającem ich pióra, pchały szalupę przed siebie.
— Wiosłować jeszcze nie umiecie, psiekrwie — mruknął groźny kapitan, spoglądając na zegarek — już od pół godziny tak wodę mącicie, a brzeg jak był daleko, tak jest. Prędzej!
Jak trzciny wygięły się pióra wioseł, i szalupa, skacząc z fali na falę, zaryła się dziobem w piasek brzegu u wejścia do groty księcia Galicyna.
Wślad za pierwszą szalupą przybiła druga, trzecia i czwarta, pełne kontrabandy. Załogi ich wzięły towar na plecy i piąć się zaczęły pod górę wzwyż, gdzie od błękitu nieba odcinały się poszarpane linje ruin tureckiej fortecy. Tam już czekali odbiorcy z tragarzami, a o pół wiorsty w głąb lądu, na krętej górskiej drodze warczały motory ciężarowych samochodów.
U wejścia do ruin powitał groźnego kapitana odbiorca żyd.