Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie widziałeś nikogo obcego na pokładzie?
Szkafutowy patrzy zdziwionym wzrokiem.
— Nikogo, panie poruczniku.
— Co robi kapitan?
— Kapitan śpi, panie poruczniku.
Oficer idzie na bak[1] i wzrokiem stara się przeniknąć mgłę i mrok.
Marynarski wzrok porucznika nic nie spostrzega na kursie. Żadnego niebezpieczeństwa. Ani świateł, ani ostrzegawczych sygnałów wyjących boj. Nic. Tylko fale szumią za burtą, równomiernie sapią maszyny i co pół minuty odzywa się jękliwy głos syreny,
Ostrzeżenia sennego widziadła nie dają jednak porucznikowi spokoju.
Po krótkiej walce wewnętrznej łagodne spojrzenie oczu szletermana zwycięża w marynarzu głos rozsądku, i porucznik idzie do steru.
— Kurs? — rzuca pytanie sternikowi.
— Dwieście dwadzieścia pięć stopni[2] — brzmi odpowiedź.
— Steruj dwieście dwadzieścia siedem!
Mignęły szprychy koła sterowego.
— Jest! Dwieście dwadzieścia siedem!
Drgnęła róża kompasowa, i cyfra 227 zatrzymała się przy kresce kursowej.
Oficer odszedł od steru. Zbliżył się do burty, Oczy skierował na morze. Głowa w zamyśleniu schyliła się na piersi.

— Panie poruczniku!

  1. Bak — przód okrętu.
  2. Kierunek Süd—West (Południo—zachód).