Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Blade wargi nieznajomego wykrzywił dziwny uśmiech.
— Powtarzam, jestem kapitanem „Niobe“...
Oficer drgnął, ogarnięty przerażeniem, wydało się mu, że oczy kapitana zajarzyły się strasznym, niesamowitym blaskiem.
W mgnieniu oka świstawka znalazła się przy ustach porucznika.
Ruch ręki kapitana powstrzymał świst.
— Nie trzeba — rzekł powolnym, głuchym głosem — odchodzę, i nie zobaczymy się więcej nigdy, chyba, że kurs, jakim płynie statek, pozostanie bez zmiany...
Nieznajomy odwrócił się i skierował ku drzwiom kajuty. Chwila — i w kajucie nawigacyjnej został sam porucznik.
Jednym skokiem oficer znalazł się na pokładzie. Bystrem spojrzeniem rozejrzał się wokoło. Przy prawym baksztagu widniała jakaś ciemna sylwetka.
— Kto tu? — rzucił pytanie porucznik.
Milczenie. Oficer postąpił kilka kroków naprzód. W migotliwem świetle latarń okrętowych błysnęła lufa rewolweru. Ciemna postać drgnęła i zaczęła się oddalać ku burcie.
— Stój! — huknął oficer — stój, jeśli ci życie miłe!
— Radzę zmienić kurs o dwa i pół stopnia — doleciał z oddali przyciszony głos. Postać stanęła przy burcie.
Przeraźliwy świst rozdarł martwą ciszę mgły.
I gdy pierwszy ton zawibrował w powietrzu, tajemnicza postać znikła w ciemności. Gdzieś się rozpłynęła. Przepadła.