Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak psa i powrócił do niej. Ach, nie masz pojęcia, Jerzyku kochany, jakie to jest przykre dla mnie!
Lecz zawsze, gdy jest mi bardzo smutno i przychodzi myśl o tem, że żyć nie warto, biorę na ręce swojego maleńkiego synka, i on swym krzykiem dziecięcym rozpędza troski i ponure myśli.
Ale tobie przykro na pewno czytać o mojem pożyciu z mężem. Kończę już.
Żegnaj, Jerzyku, mój chłopcze jedyny! Zapomnij o mnie i postaraj się znaleźć sobie inną kobietę, któraby kochała ciebie równie gorąco, jak ja. Nie myśl już o mnie i o mojem szczęściu. Moje szczęście jest w szczęściu mojego dziecka. Żegnaj!
W dwa dni po otrzymaniu tego listu Jerzyk wyjechał z Gdańska, gdzie wszystko zbyt żywo przypominało mu panią Zosieńkę.
Krąży teraz wśród archipelagów wysp południowych na pokładzie chińskiego brygu „Chinsura“
Pan Filipski uspokoił się nieco i nie maltretuje już pani Zosieńki, która jest dobrą gospodynią i matką. Tylko w mroczne, burzliwe noce jesienne pan Filipski jest zdenerwowany i zły.
Chodzi ponury z kąta w kąt i nasłuchuje, czy nie wraca jego pierwsza zmarła żona.
I zawsze w noc taką, odchodząc od łóżeczka pani Zosieńki, zapowiada, że porzuciłby ją natychmiast, gdyby wstała z mogiły jej matka.




Po każdym liście od Jerzyka pani Zosieńka długo przesiaduje z synkiem na kolanach koło otwartego okna, skąd roztacza się widok na morze.
I czasami w nocy, gdy poświata księżyca ocza-