Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niecierpię i, gdyby wstała z grobu twa matka, porzuciłbym cię jak sukę i powrócił do niej!
Pan Filipski niezawsze jest w tak złym humorze. Czasami bywa nawet wesoły i wtedy nie zrzędzi na panią Zosieńkę. Ale w burzliwą jesienną pogodę pan Filipski jest zawsze zdenerwowany i zły. Ma poważne przyczyny po temu. Pięć lat już upłynęło, gdy w taką ciemną, jesienną, wyjącą wichrem noc zginęła w morzu matka pani Zosieńki.
Załoga szkuneru „Aurora“, powracającego z dalekiej podróży, wyłowiła z odmętów rozszalałych wód jej martwe ciało. Pani Zosieńka dobrze pamięta tę noc. Dotychczas brzmi w jej uszach ostrożne, porywami wichru głuszone stukanie do drzwi. I martwe ciało matki pamięta, bezwładnie zwisające na ręku Jerzyka. Jerzyk był wówczas oficerem wachtowym na szkunerze „Aurora“. I to jeszcze pamięta, że zrozpaczona, oszalała od bólu, nie mając się komu pożalić i przed kim wypłakać, rzuciła się na szyję Jerzyka, który ją tak serdecznie pocieszał. Widziała go wtedy po raz pierwszy.
Od tej chwili w sercach ich zrodziła się wielka, płomienna obopólna miłość. „Aurora“ długo stała wtedy w Gdańsku, i Jerzyk zajął się pogrzebem zmarłej, gdyż pan Filipski, ogłupiały i napółprzytomny od nagłego uderzenia losu, niezdolny był do żadnego czynu.
Jerzyk załatwił wszystko. A gdy padła ostatnia łopata ziemi na mogiłę nieboszczki, Jerzyk wziął pod rękę Zosieńkę i odprowadził ją do domu. Widywali się później niemal codziennie. Po tych spotkaniach zostało u pani Zosieńki wspomnienie cze-