Strona:Jerzy Szarecki - Groźny kapitan.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ona nigdy nie kłamie. A któżby tam zwracał uwagę na tę drobniutką, ledwo dostrzegalną zmarszczkę koło ust, która się czasami zjawia na jej twarzy. Koleżanki wzruszają ramionami i wyjść nie mogą z podziwu, jak można być tak szczęśliwą, mając tak starego męża. Pani Zosieńka uśmiecha się łagodnie i już nic nie odpowiada. A gdy przyjaciółki rozejdą się, bierze synka na kolana i siada koło otwartego okna, skąd roztacza się widok na morze. Wówczas powleka się smutkiem twarzyczka pani Zosieńki, a w oczach jej, wpatrzonych w daleki widnokrąg, błyszczą łzy.
Zresztą, może to się tylko zdaje małemu synkowi, który unosi swą buzię do góry i, gładząc matkę po twarzy, pyta: — Ty płaczesz, mamusiu?
Pani Zosieńka mocno zaciska oczy, a kiedy je znowu otwiera, są już one wesołe i rozbawione po dawnemu. I całując synka w czoło, mówi: — Nie, synu, mamusia nie płacze, mamusia jest szczęśliwa i zawsze będzie szczęśliwa, jeżeli synuś będzie szczęśliwy i grzeczny!
Męża swego pani Zosieńka nie kocha. Tylko troje wiedzą o tem: mąż pani Zosieńki, pan Filipski, ona sama i Jerzyk. Jerzyk to ten porucznik dalekiej żeglugi na szkunerze „Aurora”.
„Aurora” co pół roku zakotwicza się w Gdańsku. Lecz na pokładzie szkunera niema już Jerzyka. Po tem, co się stało, porzucił służbę na swym okręcie i krąży teraz wśród archipelagów wysp południowych na jakimś chińskim brygu.
Jerzyk kochał kiedyś panią Zosieńkę. Kocha ją eszcze i teraz, choć tak okrutnie z nim postąpiła.