Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chiwał przez chwilę. Nic nie mąciło ciszy czarnej nocy. Jan zbiegł po schodni do międzypokładu, a stamtąd opuścił się na dno ciemnego triumu. Zapalił latarnię i zaczął działać. Ujął w ręce wielki świder i podszedł do burty. Przyłożył ostrze do żelaznej burty i zaczął borować.
— Głupstwo — mruknął po chwili — trzeba inaczej.
Porzucił świder i wybiegł na pokład. Wlazł na rostry. Tu poprzecinał szlupliny wszystkich szalup. Zostawił tylko parę przy jednej, najmniejszej. Wykonawszy to, niespostrzeżony, znów powrócił do triumu. Latarnia paliła się tak, jak ją zostawił. Wziął w ręce porzucony świder, lecz tym razem nie podszedł już do burty tylko do jednego z olbrzymich o kilkudziesięciu metrach sześciennych objętości zbiorników ropy do motorów. W kilka minut wyborował otwór. Pociekła z niego gęsta, cuchnąca ciecz. Zastruganym na prędce kołkiem zatknął, zabił otwór. Później wyszukał długą na kilka sążni, cienką, smoloną linkę i wyjąwszy kołek wepchnął nim jeden koniec linki w wyborowany otwór zbiornika. Drugi zaciągnął w przeciwległy kąt triumu i zapalił od latarni.
Następnie błyskawicznie wyprysnął z triumu po