Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tan dalekiej żeglugi, objął całokształt matczynej fantazji i określił swój do niej stosunek.
Z początku tylko pogardą niezmierną darzył stary wilk morski tę całą imprezę muzyczną, przekonywując siebie, żonę i synka, że jego szczera krew marynarza płynąca w żyłach młodego muzyka wzburzy się wkońcu przeciwko „bzdurom“ i każe przyszłemu kapitanowi odrzucić skrzypce precz, poza kres swoich upodobań i pragnień. Później wszakże, gdy za każdym razem wracając z morza do domu słyszał w nim muzykę brzmiącą od świtu do nocy i widział nienawistne pudło skrzypiec — począł twierdzić kategorycznie, że nigdy nie zezwoli na to, by syn jego, syn marynarza z dziada pradziada, miał zostać jakimś tam muzykantem.
Z biegiem czasu, gdy miłość młodego Szordy do sztuki wzrosła jeszcze i spotężniła, ojciec sposępniał, stał się dla rodziny surowym, twardym, nieugiętym. Zabronił stanowczo gry na skrzypcach podczas obecności swej w domu. Zdarzyło się kilkakrotnie, że zdruzgotał w przystępie gniewu skrzypce, a łzy syna przyjął obojętnie z pogardą. Walka ta jednak była nierówną i przewaga znajdowała się bezsprzecznie po stronie matki i syna. Stary kapitan przeważną część życia spędzał na morzu, do domu zjawiając się