Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się przez telefon (bo na oczy nie śmie się wyskrobek pokazać), że jego artykuł byłby zmienił oblicze Europy, — no ale przecinek został przez korrektora przestawiony i artykuł minął bez echa, względnie z takiem echem, że cała redakcja huczała.
— Co za dzika oferma, co za osioł dał ten skrypt do składania?!?
Innym razem, awantura o inne głupstwo. Jakaś żona jakiegoś dostojnika, nie miała być obecną na takiej czy owakiej fecie, bowiem jak notatka Iskry wzmiankowała, dama „spodziewa się za 3 miesiące dziecka“. Djabli tymczasem nanieśli skądziś jedynkę — może jeszcze z czasów wyborów wbiła się w głowę zecerowi? Dość, że zamiast „3 miesiące“ wyrżnął sobie desperat „13 miesięcy“. Ja zaś, gdzieżbym tam śmiał w prorządowem piśmie skreślać jedynkę? — pozatem czort babę wie? może im większa ranga społeczna, tem dłuższy ten proces fizjologiczny? a w końcu i kobiety zmieniły się do niepoznania i nie chcą ponoś rodzić, więc może być, że rozkładają sobie ten dziewięciomiesięczny interes na całe lata? Niewiadomo — ale stało jak byk w naszej gazecie, że pani minitsrowa Ixypsilon nie mogła być na tej tam paradzie, bowiem za 13 miesięcy spodziewa się dziecka.
Co się działo w redakcji — lepiej nie mówić. Tyle tylko, że naturalnym biegiem spraw podobnych, skrupiło się na mnie: