Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



TYTUŁEM WSTĘPU — O NARODZINACH POETY


Urodziłem się, co tu gadać, w suterynach pewnej redakcji, pilnie skrobiąc korektę. („Takie casy“ mówią baby wiejskie...).
Zapewne nie wiecie, jaka jest dola korektora w dużej redakcji, bo w małej, funkcję tą pełni sam Naczelny, wraz z żoną, dziećmi, teściową, ciotką i przyjacielem domu. Otóż w wielkiej redakcji, jest do tego specjalista, a specjalista ten to nieszczęsna ofiara złych humorów, kumulujących się przez 48 godzin w gmachu — męczennik, nad którym każdy ma prawo, a nawet święty obowiązek znęcać się do upadłego. Jeżeli jakiś pożal się Boże gryzipiórek powypisuje bzdury i jakimś cudem zostanie zakwalifikowany, przez czyste przeoczenie, do druku — całe odjum spada na korrektora. On zawinił, że artykuł wypadł piesko, bo jeden cholera przecinek... był przestawiony. Słyszycie?! jeden przecinek!! O ten przecinek toczy się zażarta walka. Autor klnie