Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zrulowała nagle ze mną, wylądowawszy zupełnie normalnie. Kobyle nic — ale mnie odwieziono do szpitala, z bardzo sztucznie wykręconemi ze stawów barczykowych i łokciowych kościami.


III. NIEUDANY POPIS WOKALNY

Najbliższy szpital był w Przemyślu. Z przesiadaniem wlokłem się trzy godziny. Ból w ręku prawym był nieludzki, bo całe ramię, wyszłe ze stawów, wykręcone było w „przeciwną stronę“. Niecierpliwie więc wylgądałem szpitala. Kiedy tam dotarłem, zakonniczki flegmatycznie oświadczyły, że chirurga na razie niema, więc że operacja może nastąpić dopiero nazajutrz. Wtedy wstąpił we mnie duch Mitzi-dummkolerki. Ryczałem, że jeżeli do 5 minut nie przyjdzie chirurg, zdemoluję całą budę. I ryczałem tak skutecznie, że istotnie w parę minut znaleźli się eskulapowie in gremio.
Poczciwe Szarytki pomyślały: kto tak ryczy i tak grozi, ten pewnie dobrze zapłaci, a jakiż abnegat, nawet w habicie, oprze się dźwiękowi złota!? — Eskulapowie radzili — kręcili głowami i — co gorzej — moją łapą. Uradzili ostatecznie, że trzeba mnie uśpić, gdyż operacja będzie długa i skomplikowana, ze względu na pourywane ścięgna, „wyszłe“ stawy ect.
Ba — uśpić!!! nie tak to łatwo takie twarde bydlę uśpić!! Położyli mnie na jakiś blat, poprzy-