Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IDEAŁY SERCOWE I ŚW. KORBINIAN

Ideały sercowe mieliśmy gęsto poustawiane na wszystkich piętrach miasteczku — 13 ideałów jak obszył, nielicząc odchyleń. Bowiem, zważywszy na to, że wszystkie Grety były dość podobne do siebie, pulchniutkie i lnianowłose, wzdychaliśmy czasem po dwuch i trzech do jednej i tej samej, co nie wykluczało indywidualnych uczuć. I właśnie takiem uniwersalnem powodzeniem cieszyła się rudowłosa Greta, córka piekarza, którego zwaliśmy Silnym, bowiem przedstawiał się jak atleta ciężkiej wagi. Mieszkało to panieństwo na I piąterku, na Sankt Korbinianstrasse, a okno jej z powiewnemi firankami wychodziło na wdzięczny skwerek, żelazną sztachetą otoczony, na którym wznosiła się jakaś figura. Nigdy oczywiście nie przyglądaliśmy się figurze, tylko samej panience i to nas miało zgubić.
W wyznaniach, uskutecznionych z trotuaru na piąterko, dowiedzieliśmy się o zamiłowaniu panienki do muzyki — toteż dnia pewnego, o romantycznym mroku, przyszliśmy jej zagrać pod oknem serenadę. Roman Smoleński owinął się w pikowaną kołdrę czerwoną, na głowę wsadził sobie ogromną umbrę z zielonego jedwabiu i z gitarą w ręku, udawał hiszpańskiego hidalga. My obok, wtórowaliśmy jego pieśni, zdolnej z kamienia łzy wycisnąć. Panienka otworzyła leciutko okno i przysłuchiwała się z uśmiechem, wzbudza-