Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

góle, a pijaków w szczególności. Naprzykład uderzyło nas niejednokrotnie korzystne działanie alkoholu na zmysł sprawiedliwości. Razu pewnego bracia Narkiewicz Jodko, mieszkający obok naszego Kasyna, w dwuch oddzielnych pokojach, mający słabe głowy, upili się, jak się to mówi u nas na Powiślu „w drobną kaszkę“ i wracali do domu linją w ząbki. Wyprzedziliśmy ich śpiesznie i pozamieniali im pokoje. To jest, ten, który miał łóżko, dostał tapczan i naodwrót, ten co miał komodę, dostał szafę, a ten który miał leżaka, dostał parawan. Kiedy weszli, każdy do swego pokoju, stanęli jak wryci, o ile można nazwać „wrytym“ człowieka, chwiejącego się jak brzózka, targana orkanem.
— Edzio, pijaku! pocoś wlazł do mego pokoju?
— Jakto do twego?! Przecież toś ty wlazł do mego. Nigdy nie miałeś, moczymordo, tapczana...
Ledwośmy braci rozbroili o trzeciej nad ranem, ale nazajutrz nękała nas ciekawość, jak też problem mieszkaniowy został w tych pijackich mózgach rozwiązany. I tu właśnie przekonaliśmy się o rewelacyjnem działaniu alkoholu na poczucie dystrybutywnej sprawiedliwości. Zastaliśmy oto obu Jodków... na podłodze, na kurytarzu, pogrążonych w głębokim i niewinnym śnie u progu swoich nierozsądzonych pokojów. Czyż można było lepiej zawikłaną sprawę rozwiązać — ?