Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/553

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wiedzie go daléj, gdzie ciemném sklepieniem
Grota się w chatę Trytona rozwarła;
Zrazu im wszystko okryło się cieniem,
Aż światłość dniowa szczeliną się wdarła,
Taka niepewna, i drżąca, i blada,
Jak gdy do świątyń przez kopułę wpada;
Tak w téj jaskini podmorskie siedliska,
Promień słoneczny ukradkiem się wciska.

VII.

Neuha z przepaski teraz wydobywa
Kawał smolnego z jedliny łuczywa,
Platanu liść mu służył za obsłonki,
I pod tym płaszczem sucho wyszedł z morza,
A Neuha z liścia okrusza korzonki,
Dobywa krzemień, Torkwil tylcem noża
Krzesze z nich ogień i ciemne sklepienie,
Nagle rozwidnią pochodni płomienie.
A przy tém świetle wewnętrze jaskini,
Nakształt gotyckiéj wygląda świątyni...
Gotyckim łukiem rozciąga się brama,
Jéj budowniczym jest natura sama:
Tego kościoła kopuła wyniosła,
Może śród ziemi trzęsienia wyrosła,
A te kolumny, podporę kopuły,
Chyba dymiące wulkany wykuły.
Póki świat gorzał i drżał na swéj osi,
Filar, co dumnie pośrodku się wznosi,
Jeszcze z olbrzymiéj wyrąbał się skały,
Kiedy we wodach świat kąpał się cały;
Gzymsy, babiniec i chóry i nawę,
Światło pochodni olśniło bladawe,
A ktoby trochę dodał wyobraźni,
Może obaczyć w głębi najwyraźniéj
Ołtarz, krucyfiks i mitrę biskupią;
W takie się kształty stalaktyty kupią,
Tak się natura cudotwórcza bawi,
I w głębiach morza kościół sobie stawi.

VIII.

A Torkwil ręką wiedziony kochanki,
Co przed nim cienie pochodnią rozgania,