Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/552

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
V.

I gdzież jest teraz ten pielgrzym głębiny,
Co w otchłań skoczył za śladem dziewczyny?
Czyli już płakać przestali na zawsze?
Lub wyżebrali gościnność u morza,
Na koralowe przyjęci tam łoża?
Czy może bogi tych głębi łaskawsze,
W orszak Trytonów oboje zabrali?
On trąbi w konchę, a ona po fali,
Trefione włosy rozwiewa i dzieli?
Lub téż oboje snem wiecznym zasnęli,
Odkąd do sinéj skoczyli topieli?

VI.

Skoczyła Neuha, Torkwil skoczył za nią,
Jéj krok tak śmiały, tak pewny w otchłani,
Jak gdyby ona sama była panią
Całego morza szafirowéj bani;
A kędy nurek w głąb po perły sięga,
Od stóp jéj jasna rozwiała się wstęga,
Jéj ślad Torkwila krokom przewodniczył;
W północnych morzach on nurzać się ćwiczył,
A teraz lekko i szybko i śmiało
Szedł, kędy światło od nóg jéj błyszczało.
Ona go wiedzie wciąż niżéj, wciąż głębiéj,
Aż nagle w górę na falach podskoczy,
Wyciąga ręce i z ciemnych warkoczy
Otrząsa pianę, co w puklach się kłębi,
A potém głośnym zaśmieje się śmiechem,
A śmiech jéj skała powtórzyła echem.
Znów są na ziemi, lecz dokoła ciemnie..!
Drzew, pola, nieba, szukać tu daremnie;
Neuha mu grotę wskazuje obszerną,
Fala jedyną jéj wchodu odźwierną,
A słońca promień do niéj nie doleci,
Chyba przez morza zielonego szyby,
Gdy fala w złote połamie się sieci,
I święcą morską uroczystość ryby.
I z ócz mu pianę swém wiosłem otarła,
I w dłonie klaszcze nad jego zdumieniem!