Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Za nic miał ziemskie zyski, honory, urzędy,
Gminną zawiść, rywali i piękności względy.
Od świata tajemniczém odgrodził się kołem,
Nudził z ludźmi, samotność była mu żywiołem.
W nim jakaś myśl szydząca wygląda oczyma,
Co karci śmiałą płochość i z daleka trzyma.
Bojaźliwsze stworzenia z trwogą nań patrzały,
Szepcąc wzajemną bojaźń, w głos mówić nie śmiały;
Drudzy mędrsi łaskawiéj o Larze mówili,
Niż postać wyrażała, lepszym go sądzili.

VIII.

To rzecz dziwna! w młodości cały czynny, żywy,
Polujący rozkosze, do walk nie leniwy;
Kobieta, oręż, morze, wszystko to, co daje
Niebezpieczeństwo grobu, obiecane raje,
Naprzemiany doświadczał! W nadziejach bez skutku
Szukał nagrody w saméj radości lub smutku.
Gardzący gminną miarą rozkoszy, cierpienia,
W nieskończoności uczuć chciał zbiedz od myślenia.
Burzą serca i duszy wstrząsany pospołu,
Z wzgardą patrzał na burze słabszego żywiołu;
Często w niebo posyłał zachwycone oko,
I pytał, czy Wszechmocny mieszka tam, wysoko!
Uwiązany do zbytku, niewolnik zapałów,
Jakże Lara się zbudził z tak marzących szałów?
Sam nie mówił, lecz z duszą zbudzony wylękłą,
Musiał kląć zwiędłe serce, że dotąd nie pękło.

IX.

Książki, bo wprzódy żywą księgą był mu człowiek,
Odtąd podobał czytać do znużenia powiek,
A często, jak zamkowi słudzy mówią sami,
Zamykał się od ludzi nocami i dniami,
I nieraz wielkim krokiem, kiedy wszystko spało,
Po ciemnych kurytarzach błąka się noc całą,
Gdzie jego przodków długi szereg malowany,
Żałobny na podłogę rzucał cień ze ściany.
Czasem była słyszana północna rozmowa,
Lecz w niéj był głos nie Lary i nie ziemskie słowa.
Ci coś słyszą, ci widzą, jedni z drugich szydzą,
Że nad to, co być mogło, oni więcéj widzą.