Po co swój wzrok tak często w trupią czaszkę wraża,
Gdzieś świeżo wykradzioną z trumny lub cmentarza?
Która wciąż przy otwartéj jego książce leży
I patrzącym prócz Lary włos na głowie jeży.
Czemu nie śpi, gdy drugich noc usypia głucha,
Czemu gości nie sprasza, muzyki nie słucha?
Wszystko to źle w nim widzą! — co ma pan ze sługą?
Gdzie obraza? lecz powieść byłaby przydługą,
Gdyby chcieli coś wiedziéć, mogli: — tam za stołem
Siedząc Lary wasale rozprawiali społem.
Noc była — strumień Lary szumi po ogrodzie,
Gwiazdy patrzają w strumień i kąpią się w wodzie.
Tak cicho! żadnéj fali zda się wiatr nie wzruszy,
A przecież upływają, jak szczęśliwość z duszy.
I nieśmiertelne światła, co wzdłuż nieba żyją,
Naokoło z traw, z liści nocne rosy piją.
Bieg dzierzgany krzewami, najpiękniejszym kwiatem,
Na jakich pszczoła lubi bankietować latem;
Takie dzieckiem Dyjana wplatała w swój wianek,
Takie chciałby dać w darze kochance kochanek.
Tak strumień wciąż ubrany schodząc ku dolinie
W lśniących skrętach, zakrętach, jak wąż jaki płynie.
A tak cicho, spokojnie na ziemi i w niebie,
Że nie zadrżałbyś, gdyby sam duch spotkał ciebie.
Pewny, że złe podobać nie miałoby mocy
Przechadzki w takiem miejscu, ach i w takiéj nocy!
Taką chwilę, noc taką Bóg dla dobrych sprawił,
Tak Lara myślił w duchu, dłużéj tam nie bawił,
I ku bramie zamkowéj zwracał krok powolny;
Lara na takie sceny patrzéć już niezdolny,
W nim pamięć dni minionych budzi myśl marząca,
Nieba więcéj słoneczne, mniéj zamglone słońca,
Noce, serca piękniejsze, co kochał namiętnie,
A teraz — dziś-by Lara patrzał obojętnie,
Czy nad nim burze huczą, czy huragan głuszy,
Lecz noc piękna dziś z takiéj urąga się duszy.
Lara powrócił w swoje samotne mieszkanie,
Za nim cień jego wielki przemknął wzdłuż po ścianie,