Okropne sceny! — lecz widok cierpienia,
Łez, żalu, z temi mieszać się nie może!
On konał, — smutek spokojny, łagodny,
Jakby się troszczył, a wzrok miał pogodny,
Za tymi, których porzucał za sobą.
Rumieniec, co wciąż jemu lica krasił,
Był tylko śmierci szyderstwem — nic więcéj!
Jak słaby promień pierzchającej tęczy,
A takie światło z oczu jego biło,
Że i w więzieniu, zda się, widniej było!
Żaden jęk, żadne sarkające słowo
Z ust mu nie wyszła, — choć mdlejącym tonem[1]
Mówił, a jeszcze cieszącą rozmową
Głaskał mą rozpacz; — wtem westchnął, i głucho,
Pół-echem tylko, ozwały się mury;
Na głos westchnienia wytężyłem ucho.
Długo słuchałem — i nic nie słyszałem![2]
Ja krzyczę, wołam, — mnie się jeszcze zdało,[3]
Że w moich uszach jego słowo brzmiało.
Że jeszcze łańcuch na nogach mi cisnął.
Trąciłem nogą — i łańcuch mój prysnął!
- ↑ ww. 206—211. W oryg.: »rozpowiadał nieco o lepszych dniach, aby rozbudzić we mnie trochę nadziei, bo ja pogrążony byłem w głębokiem milczeniu, — zapadłem się w tę największą dla mnie, bolesną stratę; a potem — jęki słabości opadającej na siłach natury, które chciał tłumić, były coraz cichsze i coraz rzadsze«.
- ↑ po w. 212 opuszczone w przekładzie trzy wiersze oryginału: »Krzyczałem, bo dzika ogarnęła mnie trwoga; — wiedziałem, że to wszystko jest beznadziejne, ale moja trwoga nie dała mi się ująć w karby«.
- ↑ w. 213. mnie się jeszcze zdało — w oryg.: mnie się wtedy zdało.
- ↑ w. 215—7. W oryg.: »Zerwałem łańcuch jednym silnym skokiem, i przypadłem do niego«.