Wolałbym milczeć, — bo gdy ich błagałem,
Zamiast litości śmiech tylko słyszałem,
Gorzko jest, komu tak nędzną się zdarza
Widzieć mogiłę tych, cośmy kochali! —
I próżny łańcuch nad nią dłoń grabarza
Zwiesiła. — Właśnie to pomnik zbrodniarza![1]
Pieszczota wszystkich, najmilszy, jedyny,
Wierny piękności obraz naszej matki,
Kochanek ojca i całej rodziny,
Cel mojej troski, nadziei ostatni!
Abym doczekał — ach nie doczekałem! —
Chwili, gdy wyjdzie z tej żelaznej matni.
On, co zachował do ostatniej chwili
Tę myśl wesołą, cośmy w nim lubili, —
W oczach mych więdniał i gasnął powoli.
O Boże! straszny to widok sam w sobie,
Gdy z ciała dusza uchodzi człowieka,
W jakimbądź kształcie, w jakimbądź sposobie.
Ja ją widziałem na przepaściach wody,
Walczącą z szałem morskiej niepogody, —
Aż ją w szaleństwie rozpaczy objęły[2]
Fale, i paszczą spienioną połknęły;
Gdy się pasował z widmami sumnienia, —