Lecz tam — nie z łani wydojonem mlekiem,
A chleb nasz czarny, jakim nas karmili,[1]
Wyglądał jakby od stu lat, przed wiekiem,
Już był moczony niewolników łzami,
Albo od czasu, jak myśl zapamięta,
W lochach zamykał ludzi jak zwierzęta.
Lecz nie! — nie karmi brak go tak wychudził,
Nie z ziemskiej treści wielka dusza jego
Stworzoną była! — on w pałacach nudził,[3]
Uciekał w pola jedynie dlatego,
By pełniej, wolniej odetchnął na górach.
Pocóż odwlekać straszne prawdy słowo?
On umarł... z żalu do reszty się zmogłem;[4]
Drżałem, drętwiałem — i umrzeć nie mogłem.
Chciałem — za słabe były siły moje —
Rozbić mój łańcuch, rozłamać na dwoje.
On umarł... wnet mu więzy otworzono,
Tą samą ziemią z naszego więzienia!
Ja ich żebrałem jak o dar, by ciało
Jego gdzieś dalej pod oknem leżało,
Gdzieby dochodził przecie blask promienia...
Że i po śmierci jego pierś, tak wolna,
W takiem więzieniu spoczywać niezdolna!
- ↑ ww. 136—8. W oryg.: »Nasz chleb był taki sam, jak ten, który łzy więźniów przepajały swoją wilgocią od tysiąca lat«.
- ↑ w. 140. Gdy pierwszy człowiek — gdy człowiek po raz pierwszy.
- ↑ w. 144. nudził — nudził się (Korsak opuszcza dość często zaimek zwrotny).
- ↑ ww. 149—151. W oryg.: »On umarł. Widziałem to i nie mogłem podtrzymać mu głowy, ani uściskać jego konającej dłoni, już martwej nawet dłoni«.