Wróg zalał kościół, — niewielu zostało
W braku żyjących, żołnierz rozjuszony,
Gasząc pragnienie zemsty obudzonej,
Po barbarzyńsku siekł trupie tułowy,
Lub od nich martwe precz obcinał głowy.
Odzierał z ofiar pobożnych ołtarze;
Jeden drugiemu z rąk wyrywał szczęty
Skruszonych naczyń i kościelne sprzęty.
Pod wielki ołtarz cisną się w natłoku,
Na środku stołu ołtarza stał złoty
Kielich, święcony, kosztownej roboty,
Miąższy, głęboki, połyskiem zdobyczy[1]
Przynęcał oczy rabującej dziczy.
Które sam Chrystus w swoję krew przemienił,
Gdy w świt przed bitwą, w pokucie i skrusze,
W kolej ugaszczał swych wyznawców dusze.
Jeszcze jej krople błyszczały w kielichu!
Dwanaście srebrnych świeczników płonęło,
Zdobycz najdroższa, sztuki arcydzieło.
Tak blisko przyszli, — bliższy rabującą
Ręką już sięgał po zdobycz błyszczącą...
Ciska głownię w skład prochu.