szoperja zbitą gromadą maszerowała raźno przez las ku swej toni, rozmawiając półgłosem po drodze.
Edward Kunsztowny na rybołówstwo zimowe już nie chodził, był za stary, ale połowów węgorzowych nie zaniedbywał, przeciwnie, bardzo je lubiał. Sypiał już mało, budził się zawsze przed świtem, więc chętnie, zwłaszcza w pogodną porę, robił te dwa czy trzy kilometry piękną drogą leśną. Las był tu wesoły, brzozowy, tedy biały, a przeto jasny i pogodny. W długich rowach, które go przecinały, błyszczała dębowym odblaskiem czarna, nieruchoma deszczówka, czasem na drogę wybiegł zajączek, lub chyżo pomknął między drzewami lis, ścigany okrzykami rybaków. Zresztą w lesie panowała cisza, zrzadka przerywana krakaniem wron.
Pięćdziesiąt blisko lat chadzał Edward Kunsztowny tą drogą leśną na węgorze, od ostatniej podróży do Peru, podczas której, zleciawszy z raji, złamał sobie trzy żebra i omal że się nie zabił. Gdyby nie ten wypadek, Edward Kunsztowny byłby z pewnością do końca życia okrętnikiem, bo podróże tak lubiał i taką miał do świata i ludzi ciekawość, że choć ojca czcił i kochał, wbrew jego woli i nie bacząc na czekające go bicie, trzy razy od niego na statek uciekał. Wróciwszy z trzeciej podróży i odebrawszy należne sobie cięgi, pozostał, tak, aby się wyleczyć, jak też i ponieważ ojciec wkrótce potem zmarł, pozostawiwszy mu wielkie gospodarstwo. Od tego czasu półwyspu już prawie nie opuszczał, zrzadka tylko zaglądając do Gdańska. Jedyną rzeczywistością od tylu lat była dla niego ta „wyspa”, jak rybacy półwysep nazywają; wszystko inne, niby sen, ginęło w mgle zapomnienia.
Niemniej, gdy z maszoperją swą szedł przez las na jarnowanie węgorzy, każdy starał się iść jak najbliżej niego, bo stary rybak chętnie i dobrze opowiadał, a jako że przeżył i widział wiele — więc wątku nigdy mu nie brakło. Maszerował tedy otoczony starymi i mło-
Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/41
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
31