Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lecał przeprowadzić to w jak największej tajemnicy i spodziewał się, że rybacy nie zwrócą na dziecko uwagi.
Stało się przeciwnie. Dziewczynkę przyłapano, odebrano „rzemiosło” i chciano nawet ją samą przywieźć zpowrotem, że jednak miała kupiony już bilet do Gdańska, dokąd jechała na życzenie ojca, zrozumiano, iż zatrzymanie jej byłoby bezprawiem i pozwolono jechać dalej.
Radość z powodu udaremnienia planów „zabójcy” była wśród rybaków w pierwszej chwili wielka. Cieszyli się, że mu dokuczyli, że mu pokazali, iż bynajmniej nie są tacy głupi, jak on sobie to wyobrażał, że przejrzeli jego zamiary i wreszcie za karę skazali go na przymusowe bezrobocie.
Tymczasem szewiecowa wyła już bez żadnych zastrzeżeń. Pozostała wśród obcych na żebraczym chlebie, bez dziecka, bez męża. Ogarnęła ją taka rozpacz, że chciała się utopić, ale sąsiadki nie dały, zajęły się nią, uspokoiły i zaczęły pocieszać.
Mężczyzn zdziwiło bardzo, że żony triumfu ich jakoś nie podzielają — mimo, iż swego czasu pierwsze zwracały im uwagę na tajemniczość poczynań szewieca i pierwsze doniosły o jego ucieczce. Teraz kobiety nie mówiły nic — i to właśnie było dziwne i niepokojące.
Tak się to jakoś stało, że po pewnym czasie i mężczyźni przestali się cieszyć triumfem odniesionym nad szewiecem. Kiedy raz w niedzielę przed kościołem znowu ktoś zaczął się nad tem zwycięstwem rozwodzić, stary Paweł rzekł swoim zwyczajem:
— Jo! A dalej co?
Pytanie to zaskoczyło ich. Co dalej?
O tem nie myśleli.
Co mogło być dalej?
— Cóż nas to obchodzi? — bąknął ktoś.

233