Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż nowego w Warszawie? — zapytał Tomasz, witając się z nią i siadając przy stole. — Swoją drogą podziwiam panią. Jak pani może zaczynać dzień od czytania gazety, mając przed oczami morze!
— Ma pan poczęści słuszność — odpowiedziała dama — ale gdy się przeczyta te rozmaite głupstwa, plotki...
— Opisy zbrodni, łajdactw —
— Nowych wynalazków, lotów bohaterskich —
— Zgiełk wieku naszego!
— To człowieka godzi z życiem, uspokaja. Widzi się, że się od wczoraj nic nie zmieniło.
— Ależ to tylko zatruwanie się! To to samo, co papieros przed śniadaniem. To nie jest odpowiedni sposób godzenia się z życiem. Jeśli pani koniecznie chce rano pojednać się z życiem, to wie pani, co pani powinna zrobić? Iść na ranną mszę do kościoła! Nie gazety czytać!
Złapał przebiegającego kelnera.
— Pan mi wygląda na człowieka z żelazną energją i przedsiębiorczego! Panu się z pewnością uda wywalczyć dla mnie śniadanie. Porcja szynki, trzy jajka na miękko, herbata — prędko! Tak! do rychłego zobaczenia, mój drogi panie! Bardzo słusznie!
A zwróciwszy się do swej towarzyszki, rzekł:
— Budzimy się i wstajemy przeważnie z niesmakiem, ze wstrętem do siebie i do życia. To nasza najlepsza chwila, bo to odzywa się dusza. Ale cóż! Prawie wszyscy tak się stale przed nią blamujemy, że słuchamy jej niechętnie i zagłuszamy jej głos gazetami. A potem wszystko już idzie po staremu.
Pani Łucja spojrzała na swego towarzysza z uśmiechem, ale jakby z góry.
— Idzie po staremu! — przyznała. — I wcale nieźle idzie! Szyneczka dobra, jajka na miękko też sma-

6