Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się siedzieć, i nie widząc żadnego wyjścia z sytuacji, biedak drapnął.
Małżonka jego mogła uchodzić za kobietę stateczną, ponieważ była skończenie głupia, mówiła mało i tylko utartemi frazesami, a pracowała niezmordowanie. Tego przynajmniej zdania byli o niej wszyscy. Nikt jednak nie wiedział, iż ta rzekoma praca była czysto fizycznym wysiłkiem, pozbawionym wszelkiego planu a często i sensu, a pochodzącym z jedynej potrzeby, jaką owa dama odczuwała, mianowicie z potrzeby ruchu, który jej wystarczał za całą treść życia. Wciąż coś nosiła, dźwigała, przestawiała, przynosiła, odnosiła, omiatała, myła, ale to nigdy do niczego nie prowadziło. Rozumie się, że gdy się wzięła do mycia podłogi, to ją umyła, gdy jednak raz w Gdańsku wynajęto ją do umycia jakiegoś lokalu, który był okrągły, przez godzinę chodziła nieprzytomna i przerażona pod ścianami, a wkońcu rozpłakała się i oświadczyła, iż myć tu nie może, bo nie wie, w którem miejscu zacząć. Był to poprostu niezmordowany, lecz bezmyślny mechanizm, obdarzony w dodatku czarnemi oczami, głębokiemi jak studnia i jak one pełnemi wody, i głosem głuchym, rzekłbyś, również ze studni się wydobywającym a rozwijającym chętnie swą potęgę w trenach, żałosnych jak skarga Gudruny.
Mimo wszystko z jej przybyciem wiele w życiu genjalnego szewieca zaczęło się zmieniać na lepsze. W pokoju zrobiło się czyściej, szewiec zaczął regularnie jadać, swoją drogą chmurnem okiem patrząc na marnowanie denaturatu, niezbędnego w improwizowanem gospodarstwie. Ponieważ jednak pieniądze narazie były — tolerował to.
Niemka prędko zaklimatyzowała się w wiosce. Porobiła znajomości, wystarała się o zapas strzępów ze starych sieci — na ścierki do podłogi i do mycia — nauczyła się kraść zręcznie chróst w lesie, zakopywać śmieci na gościńcu i nosić piasek ze strądu. To ostat-

148