Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Fala.

— Wangorze są, Waliszu? — pytał Kułak spotkanego na drodze rybaka.
— Dziś — oburzył się rybak. — Niema ani jednego ogona! Przecie „west” wieje!
— Jo, jo, „west”! — potwierdził Kułak, idąc szybko z Tomaszem w stronę wędzarni, gdzie miał ważny interes. — Dowidziska!
Przed drzwiami jednego z przydrożnych domów stał starszy już rybak. Z miną zadowoloną przyglądał się niebu i kurzył sobie fajeczkę.
— Dzieńdobry, Adamie! — krzyknął mu Kułak. — Macie wy jakie wangorze dostane?
Rybak kiwnął głową potwierdzająco i odpowiedział, jakby zdziwiony pytaniem:
— Doch dziś „west*! Przy „weście” wangorze muszą być!
— A dużo macie?
— Trzy centnary.
— To ja wezmę.
— Jo! A jaki priz?
— Skąd ja mogę we wtorek wiedzieć, jaki priz będzie w niedzielę! Przyjdźcie w niedzielę, to się porachujemy.
Poszli dalej.
— Nic nie rozumiem! — odezwał się Tomasz. — Ten mówi, że węgorzy niema, bo jest „west”, a tamten znów, właśnie dlatego, że jest „west”, ma węgorze! Jakże to może być?
Kułak roześmiał się.
— Widzisz, masz znowu „prawo” morskie. Dla jednego tak, dla drugiego inaczej. W tym wypadku decyduje położenie toni czyli terenu połowu. Do jednej toni wpędza rybę ten wiatr, do drugiej inny. Jeden rybak modli się o „ost”, drugi o „nordę”, trzeci o „zyd-ost” i tak dalej. Tak samo zresztą, jak na lą-

134