Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiślane kordony, spłynęły krwią i ogniem, aż wreszcie runęły w toń Wisły, która w dalszym ciągu dziś, jak przed wiekami, płynie sobie cicho, szeroka, powolna, zadumana i spokojna.
Nie napróżno straszyliśmy ze swego brzegu Moskali lancami z biało-czerwonemi proporczykami...