Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I otóż znowu jesteśmy w niskiej, niezbyt obszernej jadalni o dwóch oknach, przez które wpada czerwony odblask słońca. Każą nam coś jeść, pić, ale my na nic już nie mamy ochoty. Robi się nam ciemno przed oczami. Po chwili znowu otwieramy oczy, czując, że dzieje się z nami coś nadzwyczajnego. Nie, nic nadzwyczajnego. Mama nas rozbiera i kładzie spać. Mrużymy oczy przed rażącem światłem świecy, a po chwili — ciemności, coś jakgdyby kołysanie się w aksamitnem przestworzu i nicość.