Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał, i była nadzieja, że wkrótce znowu dojdzie do majątku. Tak przynajmniej mówiono o nim we wsi.
Lepianka jego jest bardzo niewygodna. W zimie zimna nie do wytrzymania, w lecie duszna i gorąca, przez cały rok pełno w niej dymu, który z trudnością tylko wydostaje się przez drzwi, lekceważąc źle zbudowany komin, a nie mogąc przebić się przez małe, wysoko umieszczone, gęsto zakratowane okienka, zalepione nieprzemakalnym papierem, skutkiem czego w domu panuje wieczny mrok. Przypiecek (kang) gliniany, ogrzewany z pod spodu rurami, doprowadzającemi ciepły dym z kuchennego pieca, to rozpala się tak, że śpiących na nim członków rodziny pot zalewa, to znów stygnie tak, że wszyscy dzwonią z zimna zębami. W szczelinach i zakląknięciach, powstałych skutkiem nierównomiernego obciążenia przypiecka, pełno jest robactwa. Z powały, na której w porze deszczowej widać groźne, ciemne plamy wilgoci, zwisają najrozmaitsze przedmioty, które zdejmuje się żerdką, gdy ich potrzeba. Nierówna, wyboista „podłoga“ z udeptanej gliny w wybojach długo przechowuje niewymiecioną brudną wodę, mydliny i rozlane pomyje.