Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się bali, że im kto w tem może przeszkodzić. Tak się niegdyś temi drzewami chełpili, a teraz, widząc jak padają, cieszyli się, szczęśliwi, że wreszcie to dumne piękno wsi ginie i pocięte na polana spłonie w piecach, ogrzewając garnki z jaglaną kaszą, kapustą i wieprzowiną.
Ale Liu nie rozpaczał. Zresztą nikt we wsi nie był dla niego wrogo usposobiony, przeciwnie, po staremu uważano go za człowieka wielce szanownego, rozsądnego, pożytecznego, a przyjemnego przez to, że za tanie pieniądze oddał wszystko, co miał. Widząc, że się znajduje w trudnem położeniu, znowu zorganizowano towarzystwo pożyczkowe, które udzieliło mu pożyczki tym razem na rok. Za te pieniądze Liu wybudował sobie przy pomocy synów nędzną lepiankę glinianą i parę chlewów, które oczywiście otoczył glinianym wałem. Resztę pieniędzy rozpożyczył na krótki termin i opętany procent biedniejszym od siebie, którzy też wkrótce zaczęli mu pokornie znosić długie sznury z nanizanemi na nie skromnemi, dziurawemi monetkami. Prócz tego, korzystając z rozgałęzionych stosunków handlowych, zarabiał nieźle jako pośrednik, świnkami też handlo-