Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W kątach leżą łopaty, motyki, kosze różnych kształtów i wielkości, to znów stoi kołowrotek, a obok niezgrabne krosna. Jest ciasno, duszno, ciemno, niewygodnie, ale Liu z Podbitem Okiem nie zwraca na to uwagi i nawet nie wspomina starego ojcowskiego domu. Czasami jednak żal mu starych olch. Bo dom, jeśli dobrze pójdzie, będzie mógł jeszcze odkupić, ale nigdy już nie odrosną stare olchy.
Matka-świekra nie nosi już czarnych jedwabnych szarawarów, kaftana z białego jedwabiu, a we włosach jej nie błyszczą srebrne szpileczki, lecz złocą się mosiężne druciki. Wszystkie jedwabne suknie wzięli obcy. Staruszki niktby dziś już nie odróżnił od zwykłej wieśniaczki. Królestwo jej, podwórko na tyłach domu, jest bardzo małe i z trudnością mogą się w niem pomieścić psy, koty, dzieci, umieszczone w dwóch ocembrowanych dołach dwie świnie tuczone na sprzedaż, kaczki, kury oraz różne sprzęty i narzędzia.
A mimo to staruszka jest bardzo zadowolona i czuje się o wiele lepiej w tej brudnej i ciasnej lepiance, niżeli dawniej w obszernym, przestronnym domu z dużem podwórzem.