Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pują żywność, a żołnierze sypią srebro pełnemi garściami. Ten szczegół był też bardzo pociągający i przedstawiał wojnę w jak najlepszem świetle.
Niepokojąca była tylko jedna rzecz: oto po okolicy zaczęli się włóczyć różni obcy ludzie, którzy opowiadali rzeczy niepokojące, a na poparcie swych słów mieli tyle pieniędzy, iż nikt się im nie śmiał sprzeciwiać nawet wówczas, gdy ani słowa nie rozumiał z tego, co głosili. W ten sposób powoli utworzyły się w wiosce dwie wrogie partje, zwalczające się zaciekle, mimo iż nikt dobrze nie rozumiał, w czem rzecz. Skończyło się na tem, że pewnego dnia znaleziono na polu za wsią jakiegoś obcego człowieka, zakłutego nożami.
Przerażona wieś wszczęła alarm i natychmiast dała o morderstwie znać do miasta powiatowego. Ale władze nie zajęły się tą sprawą, natomiast po wsi zaczęły krążyć słuchy, iż tak będzie z każdym, który się sprzeciwi — komu, czemu? — tego nikt nie wiedział.
Zuchwalstwo parobków, zwłaszcza bezrolnych, stało się nieznośne. Żądali zapłaty niezmiernie wysokiej, a pracowali jak