Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chińczyk, a już zwłaszcza chłop chiński nie jest militarystą. Ale właśnie dlatego strasznie lubi słuchać opowiadań o wojnie, której się wprawdzie okropnie boi, ale którą z drugiej strony uważa za piękną, nieprawdopodobną bajkę.
To, co dotychczas o wojnie opowiadano, wyglądało nader ciekawie. Mnóstwo nieznanych potworów wojennych, ryczących wielkim głosem, latające żelazne ptaki, które rzucają na ziemię ogniste jajka, druty mówiące, wozy bez koni — czyż to nie były niesłychane cuda, warte ujrzenia nawet za cenę życia?
Co tu dużo mówić! Dla chłopa ze wsi Czternastej Mili wojna była cudowną bajką, w którą nie wierzył i którą wyobrażał sobie jako coś podobnego do przedstawień, dawanych przez trupy aktorów wędrownych w okresie świąt noworocznych. Sam zajęty pracą na roli, niemal pragnął, aby ta wojna przyszła do niego, a gdy na myśl o grożących niebezpieczeństwach zaczynało go coś cisnąć w dołku pod piersiami, uspokajał się, tłumacząc sobie, iż przecie jemu nic złego grozić nie może, bo on z nikim nie wojuje i nikomu nic złego nie zrobił. Opowiadano też, że wielcy wodzowie na wagę złota ku-