Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mię padały ciężkie, głucho tętniące krople dżdżu, opuściły schronienie pod gęstą koroną starego klonu i wysunęły się nad sam prawie stromy brzeg rzeki.
W ciszy nocnej rozległ się cichy, namiętny szept Woni Wiosennej. Zhańbiono ją i jej przysięgę i to czeka każdą z nich. Przysięgły, że umrą razem.
Tak. Przysięgły i przysięgi dotrzymają.
Więc niema na co czekać, niema z czem zwłóczyć, bo ten zły świat nawet śmierci nie uszanuje...
W chwilę później fale Linu pochłonęły dziesięć młodych dziewczątek, które wolały umrzeć dobrowolnie, niż wyrzec się czystości, zaprzysiężonej ich niewinnemi serduszkami aż do śmierci.
Dziesięć skromnych chińskich kwiatuszków polnych.