Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wsadzono Tłuściutką w pięknej wypożyczonej sukni. Zamkniętą szczelnie kulisi dźwignęli i ponieśli do wsi pobliskiej, biegnąc właściwym sobie, drobnym truchcikiem. Widok był wcale oryginalny: droga od słońca biała, kraj cały zamglony oparem słonecznym, z powodu spiekoty jakby wymarły, a wśród tej pustki upalnej pstra, wyzłacana lektyka, niesiona przez ludzi bosych, w podartych i połatanych ubraniach robotniczych, z głowami, przewiązanemi brudnemi, niebieskiemi szmatami, z pod których obficie lał się pot. Widok nie był szczególny, lecz wielu, zauważywszy go, wzdychało z zazdrością, bo przecie oto znów znalazł się szczęśliwiec, który zdołał pozbyć się córki! Rodzice panny młodej patrzyli za oddalającą się lektyką z radością i uczuciem ulgi.
Kulisi biegli zrazu uroczystym truchcikiem, ponieważ jednak było istotnie strasznie gorąco, tak że pot zalewał im oczy, coraz częściej przystawali, aż wreszcie zaczęli iść jak z umarłym. Panna młoda, zamknięta w lektyce, kilkakrotnie odzywała się piskliwym głosikiem, czegoś się domagała, ale kulisi nie zwracali na to najmniejszej uwagi. Coż ich mogła obchodzić ta głupia kobieta,